poniedziałek, 16 lutego 2015

One week later

Hayley z trudem otworzyła oczy starając się ignorować, sprzeciwiające się temu, ciężkie powieki. Czuła się jakby przespała miesiące, a nawet lata. Wszystko ją bolało, jej oddechy były zbyt płytkie, a brzuch domagał się jedzenia.
- Witaj, śpiąca królewno. - Hayley usłyszała koło siebie dziwnie znajomy głos.
Obok jej łóżka siedział przeciętnej postury chłopak z niebieskimi oczami i rozczochranymi blond włosami. W pierwszej chwili Hayley pomyślała, że jest to nieznajomy, którego poznała w klubie, jednak po chwili zauważyła kilka drobnych różnic. Chłopak siedzący koło niej był niższy i mniej umięśniony, jego nos był zadarty, a rysy twarzy bardziej kobiece.
- Spytałbym czy się wyspałaś, ale robiłaś to przez bity tydzień, także nie ma innej opcji. - Stwierdził chłopak i podniósł ze stolika obok, szklankę wypełnioną dziwnym płynem. - Masz, pij. Dzięki temu poczujesz się lepiej.
- Naprawdę sądzisz, że wypiję dziwną ciecz od nieznajomego? - Hayley spojrzała się na niego z podejrzliwością.
- Jestem Will, widzisz już mnie znasz. A teraz pij albo sam ci to wleję.
- To groźba?
- Raczej ostrzeżenie. - Powiedział uśmiechnięty Will. - Mówię poważnie, wypij. To nektar, pomoże zregenerować ci siły zanim zaczniesz zadawać pytania. Z góry mówię, że będzie na nie odpowiadał Chejron, a nie ja.
Hayley jeszcze raz spojrzała się na szklankę i po chwili wypiła jej całą zawartość duszkiem. Chłopak miał rację. Jak za skinięciem magicznej różdżki, Hayley poczuła się o wiele lepiej. W końcu była w stanie usiąść prosto, bez najcichszego jęknięcia. Uzdrowiona rozejrzała się po sali.
Pomieszczenie było średniej wielkości. Pod ścianą stały szpitalne łóżka oddzielone białymi płachtami, duża część z nich była zajęta, w powietrzu unosił się zapach leków. Hayley nienawidziła szpitali, musiała się stąd jak najszybciej wydostać.
Szybko zrzuciła z siebie kołdrę odkrywając, że ktoś przebrał ją w szare dresy i białą bokserkę, uradowana stwierdziła, że wszystko jest jej, nawet te dwie różne skarpetki, których tak nie lubiła. Energicznie podniosła się z łóżka jednocześnie rozglądając się za wyjściem. Po zlokalizowaniu drzwi, ruszyła w ich stronę, jednak blondyn zagrodził jej drogę. Chłopak górował nad nią wzrostem, ale Hayley wiedziała, że i tak da mu radę. Szybko złapała go za nadgarstek i wyćwiczonymi ruchami rzuciła go na łóżko. Nie czekając, aż Will wstanie, wybiegła ze szpitala i ruszyła w stronę nieznanego lasu. Biegła między drzewami nie zwracając na wbijające się w jej stopy kawałki drewna i kamienie. Nie wiedziała dokąd zmierza, liczył się tylko bieg. Jej nogi same dostosowywały tempo i wybierały kierunek. Dziewczyna dopiero teraz zrozumiała jak tęskni za rannymi przebieżkami. Bieganie dawało jej chwile spokoju, tylko w ruchu potrafiła jasno myśleć. To był jej sposób  na poukładanie spraw, a po ostatnich zdarzeniach miała wiele do przemyślenia.
 Nowe miasto, szkoła z internatem, strata przyjaciół i chłopaka, chwila spokoju, nowi ludzie, a potem znowu kolejny, drastyczny upadek. Chłopak w klubie, dziwny stwór, porwanie Vanessy, herosi, szepty w jej głowie i wyrwany z życia tydzień. Tego było za dużo nawet jak dla niej. Potrzebowała złapać się czegoś stabilnego, aby znowu wstać na własnych nogach i móc kontrolować swoje życie.
Zatrzymała się dopiero na plaży. Błękitna woda uderzała o brzeg z cichym szumem. Wiosenne słońce raziło dziewczynę w oczy i wywoływało uśmiech na jej twarzy. "Życzę ci od­wa­gi, jaką ma słońce, które codzien­nie od no­wa wschodzi nad wszelką nędzą świata."  Cytat Phila Bosmansa wyryty w suficie nad jej łóżkiem,  zawsze wywoływał u niej uczucie ciepła w sercu. Kiedy była smutna przypominała sobie jego słowa, one czyniły ją silniejszą. Sprawiały, że za każdym razem, gdy widziała słońce na tle czystego nieba, uśmiechała się.
- Hayley, jesteś tutaj?! - Dziewczyna usłyszała znajomy głos wychodzący z lasu.
- Jestem na plaży! - Odkrzyknęła dziewczyna.
Z głębi lasu wyłonił się Percy Jackson ubrany w pomarańczową koszulkę, ciemne jeansy i podniszczone trampki. Chłopak stanął obok niej wsadzając ręce do kieszeni,  zmrużył oczy i głęboko zaciągnął się morskim powietrzem.
- Uwielbiam tu przychodzić by pomyśleć. - Stwierdził. - Siedzenie na plaży daje mi chwilę na poukładanie wszystkiego w głowie.
- To tak jak ja i bieganie. - Odrzekła Hayley. - Percy?
- Yhym. - Mruknął.
- To prawda? Wiesz to wszystko co mówił Chejron... o herosach, mitologicznych potworach i bogach. Przepowiedni.
- Wolałbym zaprzeczyć, serio, nikomu nie życzę losu herosa, jednak tak. To wszystko jest prawdą.
- Czyim dzieckiem jesteś? - Zapytała pewna siebie.
- Sally Jackson oczywiście. - Chłopak wziął głęboki wdech. - I Posejdona.
- Wow. On mieszka, gdzieś tam? - Hayley wskazała na daleki horyzont.
- Aha. - Przytaknął Percy. - Czasem go odwiedzam.
- Wyrasta ci ogon jak u Arielki i płyniesz do niego?
- Niezupełnie. Podobnie jak Ariel umiem oddychać pod wodą, ale nie martw się, moje włosy nie zrobią się czerwone, a pod koszulką nie mam muszelkowego stanika.
- Dobrze wiedzieć.
- Chcesz może poznać innych obozowiczów? Albo przynajmniej poznać tereny z pomocą pseudoprzewodnika?
- Jak myślisz czyim dzieckiem ja mogę być? - Spytała ignorując poprzednie pytanie Percy'ego.
- Nie mam pojęcia, ale dowiemy się tego.
- Powiedz mi coś o nich, wiesz o potomkach bogów.
- No więc cóż... Jest nas dużo, nawet bardzo. Jedni bogowie mają więcej dzieci, obecnie chyba najliczniejsze są domki Afrodyty, Hermesa, Aresa i Apolla. Inni bogowie mają mniej dzieci jak Posejdon, Dionizos czy Hades. Jeśli chodzi o samych herosów jesteśmy, aż zbyt podobni do naszych boskich rodziców, ale o tym sama się przekonasz. Kilka osób już w sumie poznałaś. Lorie jest córką Afrodyty, Aria Hekate, Shurellia Hypnosa, a Vanessa jest córką Hermesa. Każdy z nas jest inny, wyjątkowy, jednak módl się, żebyś nie była dzieckiem Aresa.
- Czemu? - Spytała zdezorientowana.
- Ares nigdy nie zdobył mojej sympatii. No i grupowa ich domku jest strasznie wredna.
*************************
Dawno mnie tu nie było ;c Przepraszam barak weny daje mi się bardzo we znaki, spróbuję się poprawić ;/