piątek, 28 listopada 2014

Λάμια

 Słońce powoli wznosiło się nad miastem oblewając ulice Nowego Yorku pomarańczowo - złocistymi promieniami, kiedy  Hayley chwiejnie wychodziła z klubu podtrzymując Van przed upadkiem. Nie sądziła, że kiedy jej przyjaciółka mówiąc, że zamierza się napić czegoś mocniejszego, upije się do tego stopnia, że nie będzie  wstanie samodzielnie iść.
- No ładnie, Van. - Pokręciła z politowaniem Shurellia.
Mimo, że żadna z dziewczyn nie wyszła z klubu bez napicia się co najmniej jednego drinka, to niezaprzeczalnie w najgorszym stanie była właśnie Vanessa. Dziewczyna  chciała odpowiedzieć na zaczepkę Shurelli, jednak jedyne co była mogła zrobić to spiorunować ją wzrokiem. Shurellia parsknęła śmiechem i pomogła Hayley wlec koleżankę w stronę internatu.
  Za namową Lorie nastolatki skręciły w wąską i brudną alejkę mieszczącą się za chińską restauracją. Chciały jak najszybciej dojść do stacji metra w Clifton i dotrzeć do szkoły przed codziennym obchodem nauczycieli. Smród uliczki przyprawił Hayley o odruch wymiotny. Betonowy chodnik pokrywały tony śmieci, a kamienne ściany otaczające przejście, gdzieniegdzie pokrywała pleśń. Początkowo słychać było odgłosy aut, jednak po przejściu kilku metrów, słychać już było jedynie stukanie obcasów Lorie.
   Uliczka zdawała się ciągnąć w nieskończoność, a Van stawała się niedoniesienia. Zmęczona po nie przespanej nocy Hayley puściła Van, a ta osunęła  się pod ścianę. Hayley ciężko westchnęła i powoli rozprostowała ręce.
- Nie możemy jej w takim stanie zanieść do szkoły. - Stwierdziła.
- A co mamy zrobić? - Spytała Lorie ściągając obcasy.  - Przecież  nie zostawimy jej  w jakiejś....
-Ciii.
Dziewczyny obróciły się w stronę Shurelli, która przyłożyła palec do ust i wskazała ręką na dwa kontenery. Zza śmietnika wystawała różowa apaszka, a nieopodal leżał mały bucik. Hayley postanowiła podjeść bliżej. W tym samym momencie dziewczyny usłyszały głośny brzęk i śmietniki odsunęły się od ściany. Zza nich wyszła piękna kobieta. Czarne włosy okalały jej śliczną twarz. Oczy miała duże i niebieskie, a nos mały i prosty. Makijaż wyglądał jakby dopiero co nałożyła go najlepsza w mieście kosmetyczka. Miała na sobie jedwabną, zieloną suknie do kostek. Kobieta schyliła się z gracją i podniosła apaszkę. Wyprostowała się i patrząc wprost na nastolatki wytarła usta. Usta, na których była świeża krew.
Hayley automatycznie przybrała postawę bojowa, jednak Shurelia była szybsza. Jakby za sprawą magi w ręku dziewczyny pojawił się miecz. Shurelia ruszyła w stronę kobiety i z impetem uderzyła w nią. Jednak to nie wystarczyło, bowiem kobieta nie wyglądała już tak pięknie. Jej nogi zmieniły się w oślizgły gadzi ogon, a twarz skamieniała.
- Lamia. - Wyszeptała Vanessa jakby obudzona z transu.
Szybko stanęła na nogach i wyjęła sztylet z lewego trampka. Kiwnęła znacząco głową w stronę Lorie i pociągnęła Hayley za rękę w stronę wyjścia z alejki. Dziewczyna mogła dać się poprowadzić Vanessie, albo zaryzykować i spróbować pomoc koleżankom.
  Szybkie spojrzenie w stronę walczących dziewczyn, wystarczyło aby Hayley  nabrała pewności co do swojej decyzji. Shurelia walczyła jak mogła jednak nigdzie nie było widać już jej miecza. Lorie zaplatana w wężowy ogon, nie miała szans na wydostanie się z uścisku Lami.
- Przepraszam, Van. - Wyszeptała i wyrwała swoją rękę.
Ruszyła biegiem, po drodze łapiąc przykrywkę od śmietnika. Żadna to broń, ale lepsza nic nic. Van widząc, że nic już nie wskóra, ruszyła razem z nią.
- Ej ty! - krzyknęła Hayley, a pozbawiona emocji, kamienna twarz obróciła się w jej stronę.
- Gdzie są twoje dzieci, Lamio? Je też zjadłaś? - Spytała Vanessa, która w przeciwieństwie do Hayley wiedziała kim jest kobieta.
- Oj, Van. Nie słyszałaś przecież je zabito. - Do rozmowy przyłączyła się Shurelia.
- No tak! Przecież to Hera je zabiła. Uważała, że twoja obrzydliwa krew nie powinna mieszać się z boska krwią Zeusa. - Dodała Van, lekko naciągając prawdę.
Lamia nie wytrzymała. ruszyła w stronę Van puszczają Lorie, która spadła i przeturlała się po ziemi. Zaatakowana Vanessa zrobiła unik i w tym samym momencie Hayley zdzieliła potwora w głowę blaszaną przykrywą. Lamie zamroczyło i upadła na ziemię. Vanessa stanęła okrakiem nad była kochana Zeusa z zamiarem wybicia jej sztyletu w serce.
- Oni idą po... - Warknęła kobieta, ale Vanessa nie dała dokończyć jej zdania. Wbiła w nią sztylet.
-  Dobrze, że to już koniec. Wszystko w porządku, Hayley?  - Spytała Shurelia. - My ci to Wszystko wyjaśnimy, naprawdę.
Dziewczyna odwróciła się w stronę Hayley nie słysząc jej odpowiedzi, jednak widząc to co zobaczyła Hayley nie była wstanie się odezwać. Około dziesięciu osób, w czarnych szatach z nałożonymi na głowę kapturami patrzyli na nich spode łba. Ich twarze kryły się w cieniu. Hayley obrazu przypomniała sobie artykuł, który czytała dzień wyjazdem. Ta sama grupa porwała Thalię Grece.
*****
I akcja się rozkręca :D Mam nadzieję, że spodobało wam się, bo ja osobiście jestem zadowolona z tego rozdziału ;)

niedziela, 23 listopada 2014

Friday, Part 2

Hayley podniosła się z łóżka słysząc ciche pukanie do drzwi. Mimo, że był piątek to cisza nocna wciąż obowiązywała. Otworzyła drzwi i ujrzała trzy dziewczyny ubrane typowo jak na imprezę.
Vanessa miała czarne trampki do kolan i małą czarną przepasaną cienkim białym paskiem. Druga dziewczyna o karmelowych włosach, której imię było nieznane dla Hayley, ubrała się w czarne leginsy i luźną biało-czarną tunikę, która idealnie komponowała się z jej czarnymi szpilkami. Ku zdziwieniu Hayley trzecią dziewczyną była Shurellia. Jej śnieżnobiałe włosy opadały na luźną błękitną koszulę. Dziewczyna miała na sobie obcisłe jeansy i czarne botki.
- Wejdźcie? - Powiedziała niepewnie Hayley i wpuściła dziewczyny no środka. - Tylko nie obudźcie Arii.
- To jest Lorie i Shurelia. - Vanessa przedstawiła swoje koleżanki. - Idą z nami do klubu.
- Cześć. Czemu nie jesteś gotowa? - Spytała Lorie.
Trzy dziewczyny skierowały swój wzrok na Hayley. Nastolatka była już ubrana w piżamę składającą się z  bluzki z batmanem i czarnych bokserek. Dziewczyna już wcześniej zmyła makijaż i związała swoje czarne włosy w warkocza.
- Nie idę. - Powiedziała twardo Hayley. - Nie nadaję się na imprezy.
-Każdy nadaje się na imprezy. - Odpowiedziała równie twardo Van.
- Nie mam się w co ubrać.
- Wiedziałam, że tak będzie. Lorie podaj mi moją torbę.
 Vanessa zaczęła grzebać w torbie, która z pewnością nie nadawała się do klubu. Była wielka i cała wypchana ubraniami. Zaczęła wyciągać po kolei ciuchy jednocześnie konsultując się z Lorie. Hayley stała przerażona widząc jak obie dziewczyny podejmują decyzje w co dziś się ubierze. Jedynie Shurelia nie pasowała to tego obrazka. Dziewczyna opierała się o ścianę wyraźnie próbując  nie patrzeć się  w stronę Arii. W pewnym momencie złapała się za skronie, jakby przeżywała wyraźny ból głowy i wyszła z pokoju.
-Co się jej stało? - Spytała się Hayley patrząc na zamknięte drzwi.
- Nic. - Odpowiedziała gwałtownie Van. - Przebież się w to.
************
Hayley opierała się o bar obserwując jak jej towarzyszki śpiewają "The other side". Musiała przyznać, że mimo iż piosenka jest utworem  mężczyzny to w wykonaniu trójki dziewczyn brzmiała równie dobrze. Koleżanki prosiły, aby Hayley zaśpiewała razem z nimi, ale tym razem nie uległa. Świat dzieli się na trzy rodzaje ludzi. Są tacy którzy potrafią śpiewać, tacy których śpiew jest do zniesiona i tacy, których śpiew przepędza wszystkie koty z dzielnicy. Hayley z pewnością należała do tej ostatniej grupy.
   Hayley odwróciła się czując na sobie czyjeś spojrzenie. W ciągu godziny, która spędziła w klubie zdołała przyzwyczaić się do ukradkowych spojrzeń facetów. Nie rozumiała czemu tak bardzo przykuwała ich uwagę. W pomieszczeniu było mnóstwo ładnych dziewczyn, w bardziej seksownych ciuchach. W przeciwieństwie do nich, Hayley ubrana była  w luźną czerwoną bluzkę , czarne skórzane spodnie i sznurowane buty do kolan. Prezentowała się w tym bardzo dobrze, przez co nieświadomie przykuwała uwagę mężczyzn. Jedynak żaden nie patrzył się na nią w ten sposób jak on. Stojący pod ścianą chłopak wyglądał na około osiemnaście lat. Miał jasne włosy i zarozumiały uśmiech. Jego twarz wydawała się być zbyt piękna, aby mogła być prawdziwa. Był po prostu niezaprzeczalnie najprzystojniejszym chłopakiem jakiego Hayley widziała w życiu. Chłopak widząc, że Hayley patrzy się na niego, zaczął iść w jej kierunku. Z natury spokojna Hayley przełknęła ciężko ślinę nie wiedząc jak zareagować kiedy ten do niej podejdzie. Każda dziewczyna na jej miejscu zwariowałaby ze szczęścia, jednak ona nie mogła sobie na to pozwolić. W końcu miała Nathaniela i obiecała sobie, że go nie straci.
- Cześć. - Klarowny głos rozległ się za plecami dziewczyny przyprawiając ją o szybsze bicie serca.- Co taka ładna dziewczyna jak ty robi tutaj sama?
Hayley widząc, że blondyn niebezpiecznie zbliża się do niej, wyciągnęła rękę i delikatne go od siebie odsunęła.
- Nie jestem tutaj sama. - Odparła sucho.
-Ach tak? W takim razie kto ci towarzyszy?
- One. - Hayley wskazała palcem na Van, Lorie i Shurelie, które wciąż królowały na scenie.
- Jesteś tutaj z nimi? - Spytał ponownie chłopak jakby nie wierzył w to co słyszy.
- Przeszkadza ci to?
- Może trochę. - Odparł a jego głos wrócił do poprzedniej barwy. - Jak ci na imię?
- Hayley. A ty?
-Cóż, Hayley, w takim razie nie przeszkadzam tobie i twoim koleżankom, ale wiedz, że się jeszcze spotkamy.
 Chłopak niespodziewanie odwrócił się i zniknął w tłumie pozostawiając Hayley z odczuciem, że to naprawdę nie było ich ostatnie spotkanie.
********

czwartek, 20 listopada 2014

Friday Part 1

Dzwonek rozbrzmiewający w całej szkole był jak muzyka dla uszu Hayley. Zadowolona dziewczyna wrzuciła zeszyt do szkolnego plecaka  i wstała z ławki. Był piątek, a to oznaczało że wytrzymała w New Way High School tydzień. Widziała, że nie powinna się z tego cieszyć. W końcu chciała jak najszybciej wrócić do domu, ale mimowolnie czuła satysfakcję, że nie wyrzucono jej ze szkoły.
- Nareszcie! - krzyknęła siedząca za Hayley nastolatka.
Vanessa powoli podniosła się z ławki. Ponieważ nic nie robiła na lekcji, nie musiała się pakować.
- Podczas, gdy Parker przeżywał orgazm opowiadając o chorobach układu hormonalnego, ja wykorzystałam ten czas bardziej produktywnie myśląc co będziemy robić dziś wieczorem. - Van kierowała się już do wyjścia, a wraz z nią Hayley.
- Co masz na myśli mówiąc "będziemy"?- Spytała nieufnie szesnastolatka.
Hayley poznała Vanesse podczas lekcji biologi. Od tamtej pory spędziły ze sobą sporo czasu. Van była typem osoby, której nie da się nie lubić. Była  była wesoła, bezpośrednia i ani trochę nie przyjmowała się opinią innych. Nie żeby musiała. Dziewczyna miała sięgające ramion włosy koloru cappuccino, prosty nos, różowe usta i  duże szare oczy. Do tego dochodziła jeszcze talia osy i  cholernie długie nogi. Vanessa była po prostu piękna, mimo że nie zdawała sobie sprawy ze swojej urody.
- Nie udawaj głupiej, Hayley. Dobrze wiesz co to oznacza, aczkolwiek skoro tak bardzo prosisz wyjaśnię ci szczegóły mojego planu. Ty, ja i kilka moich koleżanek idziemy wieczorem na karaoke.
- Nie ma mowy. - odpowiedziała stanowczo Hayley - Ja nie śpiewam
- Nikt ci nie każe tego robić. Ja mogę śpiewać za nas obie.  Vanessa uśmiechnęła się do koleżanki i pchnęła drzwi prowadzące do swojego pokoju , do którego zdarzyły już dojść podczas rozmowy.
- Widzimy się wieczorem, Hayley. - Powiedziała i zniknęła za drzwiami.
Hayley przewróciła oczami i weszła do pokoju obok, wciąż rozważając czy pójść wieczorem do klubu.
*****
Przepraszam za wszelkie literówki itp. Pisze z telefonu, także mogłam coś źle nacisnąć (magia telefonów dotykowych i ich słowniczków) ;/
Chciałbym również przeprosić za to, że rozdział jest krótki, postaram nadrobić to następnym ;)
 

niedziela, 16 listopada 2014

Rommate

Hayley pociągnęła za klamkę i drzwi otworzyły się z cichym skrzypnięciem. Dziewczyna nie była pewna co zobaczy po drugiej stronie. Na zdjęciach pokoje internatu wyglądały na proste i zadbane, a jak w rzeczywistości wyglądał pokój 14 było jedną wielką tajemnicą. Do teraz.
  Dębowe panele podłogowe komponowały się dość ładnie ze szmaragdową farbą pokrywającą ściany. Ktoś w szkole wyraźnie lubił ten kolor, bo nie była to pierwsza rzecz tego koloru jaką spotkała Hayley w internacie. Obok drzwi  znajdowało się narożne, podwójne biurko w kolorze białym. Na przeciwko niego stała duża szafa w podobnym odcieniu.  Pionowe okno z zasłoniętą roletą znajdowało się równoległe do drzwi.Pod oknem stała mini lodówka, a  po jej  obu stronach szafki nocne oraz łóżka przy ścianie. Na jednym z legowisk leżała dziewczyna. Hayley wiedziała, że niejaka Aria będzie jej współlokatorką.  Dziewczyna miała delikatne  rysy twarzy i prosty nos.  Czarne oczy wpatrywały się w kartkę, którą trzymała na kolanach. Czerwone włosy związała w nijakiego koka, a ubrana była w pomarańczowy podkoszulek z napisem "Obóz półkrwi" oraz jeansy. Słysząc, że drzwi otwarły się uniosła swój wzrok na Hayley.
- Cześć. - Powiedziały w tym samym czasie i zaśmiały się.
- Jestem Hayley. - Nastolatka podała dziewczynie rękę. - Ty pewnie jesteś Aria?
- Miło mi cię poznać. - Odpowiedziała dziewczyna. - Przepraszam, ale uczę się także ten... Rozpakuj się i potem pogadamy, okej?
- Okej.  - Odparła Hayley.
 Poczuła się spławiona przez koleżankę, ale nie przeszkadzało to jej. Nie przyszła tu zdobywać przyjaciół, nie wróci tu za rok, może nawet wyrzucą ją za mniej niż dwa miesiące. Usiadła na łóżku stojącym po prawej i sięgnęła torbę. Chciała wyjąć telefon, aby dać znać Maxowi i Opal, swojej najlepszej przyjaciółce, że już dotarła. Jednak szybko odłożyła torbę przypominając sobie, że w tej szkole sprzęty elektroniczne typu telefony, komputery i mp3 były zabronione. Załamana tym faktem powlokła się do szafy i rozpakowała swoje rzeczy. Nie zajęło jej to długo. Kilka koszulek, spodni, bluz, dwie kurtki i trzy pary butów. To wszystko co wzięła nie licząc bielizny i innych niezbędnych rzeczy. Na szafce nocnej postawiła ramkę ze zdjęciem, na którym ona i Nathaniel całują się, oraz budzik w kształcie biedronki. Do szafki schowała kilka książek i innych drobiazgów, które wzięła aby poczuć się jak u siebie. Wszystko zajęło jej nie więcej niż piętnaście minut, bynajmniej tak twierdziła biedronka. Hayley widząc, że Aria wciąż pochłania zawartość widocznie starej i pogniecionej kartki opadła na łóżko, które zaskrzypiało pod jej ciężarem. Ułożyła wygodniej poduszkę i zapadła w sen.
********
Hayley otaczała ciemność i nie mam tu namyśli takiej ciemności do której oko z czasem się przyzwyczaja i zaczyna widzieć kontury przedmiotów. Mam namyśli całkowitą ciemność, w której nie da się zobaczyć niczego. Mimo to nie bała się, jedynie zżerała ja ciekawość co dalej. Nienawidziła świadomych snów, zazwyczaj były straszne i zwiastowały, ze w jej życiu pójdzie coś nie tak. Najgorsze było to, że najczęściej spełniały się.
- Ares! - Potężny głos odezwał się z ciemności, a Hayley przeszły dreszcze.
- Tak, Zeusie? - Odezwał się drugi głos. Ten był jednak inny i dziwnie znajomy.
- Czy ja dobrze słyszałem, że pozwoliłeś aby ta dziewczyna przeniosła się do Nowego Yorku?!
- Tu będzie bardziej bezpieczna. - Odparł spokojnie drugi głos.
- Ona tak, a co z nami? Nie słyszałeś przepowiedni?! Ona.....
********
Drzwi otworzyły się z hukiem i wyrwały Hayley ze snu. Do pokoju weszła dziewczyna o nienaturalnie białych włosach i fiołkowych oczach. Wyglądała trochę jak postać z bajki animowanej.
- Obudziłam cię? Bardzo przepraszam. - Jej głos drżał i wydawał się sztuczny.
- Nie szkodzi. - Odparła Hayley i podniosła się z łóżka.
- Jestem Shurelia. - Przedstawiła sie dziewczyna, a jej głos stał się bardziej naturalny.
- A ja Hayley.
- Tak właśnie myślałam. Nowi uczniowie rzadko pojawiają się pod koniec semestru.
- Czego tu szukasz O'Lautner? - Do rozmowy wtrąciła się Aria.
- Przyszłam przywitać się z Hayley, ale skoro tak bardzo przeszkadza ci moja obecność to nie ma sprawy wyjdę. - Powiedziała Shurelia i zacisnęła dłonie w pięści.
- Żegnaj. - Aria uśmiechnęła się sztucznie i wróciła do swojej kartki.
- Nie będę się narzucać, aczkolwiek gdybyś jeszcze kiedyś miała problemy ze snem to mieszkam pod trójką.
Shurelia zarzuciła swoje długie włosy za ramię i wyszła z uśmiechem na twarzy.
- Co? Czekaj, skąd ty to wiesz?!
Hayley wybiegła na korytarz, ale Shurelia zniknęła już za rogiem całkowicie ignorując jej nawoływania.
******
Rozdział może nie jest jakiś wybitny jak z resztą cały ten blog, ale mam nadzieje, że się podoba :)
Jeśli to czytasz to zostaw komentarz, abym wiedziała, że kogokolwiek interesują moje wypociny, przyjmę każdą krytykę :)

sobota, 8 listopada 2014

Boarding school

New Way School jest szkołą z internatem mieszczącą się nie daleko Bowling Green, parku w którym często można spotkać uczniów  właśnie tej szkoły z internatem.
Hayley nie mogła napatrzeć się na budynek, w którym od teraz miała się uczyć i mieszkać. Cała budowla była ogromna i w stylu klasycznym. Od ulicy przypominał Hotel De Marginy, o którym Hayley kiedyś czytała. Fasada budynku była prosta w kolorze chamois. Drzwi wejściowe mieściły się idealnie na środku zewnętrznej ściany budynku, były duże i wykonane z ciemnego drewna z zaokrągloną górą. Okna były również pokaźnej wielkości jak przystało na epokę klasycyzmu francuskiego, a całość zdobił tympanon w stylu greckim mieszczący się piętro nad drzwiami. Ze zdjęć, które obejrzała w internacie wiedziała, że szkoła ma kształt kwadratu z wyciętym w środku czworokątem - dziedzińcem. Budynek w niczym nie przypominał domku jednorodzinnego, w którym mieszkała dotychczas.
  Grece zaparkowała przy chodniku zaraz obok wejścia do szkoły.  Zaciągnęła ręczny hamulec i odwróciła się do nastolatków siedzących na tylnych siedzeniu, jednocześnie odpięła pas bezpieczeństwa. Hayley podobnie jak matka szybkim ruchem uwolniła się spod pasów, w których nigdy nie lubiła jeździć.
- No to jesteśmy na miejscu. - Westchnęła matka dziewczyny. - Nath pomóż Hayley wypakować jej rzeczy, a ja pójdę załatwić wszystkie formalności.
 Grece w jednej chwili wysiadała z auta, a w drugiej już znikała za drzwiami. Hayley nie zostało nic jak delikatnie pociągnąć Natha za rękę, dając znak, że oni też muszą się zbierać, i wyszła z auta. Podczas ponad godzinnej podróży ona i Nathaniel nie odzywali się do siebie zbyt wiele. Napiętą atmosferę rozluźniała jedynie bezsensowna paplanina Grece. Jednak dzieląca ich bariera słów nie przeszkodziła w trzymaniu się za rękę. Dla Hayley był to maleńki symbol, że wszystko może się jeszcze ułożyć.
- Więc... To byłoby na tyle? - Spytała Hayley patrząc na pusty bagażnik z rękoma utkwionymi w kieszeniach jeansów.
- Hayley, wiesz, że to wcale nie musi się tak kończyć? - Zaczął Nathaniel wiedząc, że to ostatnia chwila na wyjaśnienia. - To tylko kilka miesięcy, naprawdę sądzisz, że zmieni to coś między nami? Jesteśmy ze sobą od 3 lat i nie pozwolę, żeby zniszczyła to odległość, jasne? Kocham cię, Hayley.
- Ja też cię kocham, Nath. Ale czasem miłość nie wystarcza. - Odpowiedziała drżącym głosem dziewczyna.
- Nie skreślaj nas.
 Nathaniel ujął w dłonie twarz Hayley i mocno pocałował. Ich pocałunek był pełen rozpaczy, namiętnie próbowali uchwycić ostatnie chwile spędzone razem. Hayley przeczuwała, że jeszcze długo się nie zobaczą, ale postanowiła nie niszczyć nadziei swojego chłopaka. Postanowiła, że nie skreśli go. Postanowiła,  że spróbują. Oderwała swoje usta od jego, aby wyjawić mu swoje postanowienie, lecz nie było jej to dane.
- Cześć. - Powiedział chłopak stojący na schodach i opierający się o balustradę. - Sorry, że przeszkadzam, to co robicie jest naprawdę słodkie tyle, że ja nie mam czasu ani ochoty, patrzeć jak się nawzajem połykacie. Jestem Percy i mam oprowadzić cię po tej jakże uroczej szkole.
Chłopak miał może z siedemnaście lat. Miał czarne potargane włosy, oczy koloru morza, był dość dość wysoki i prezentował się naprawdę dobrze w czarnym T-shircie, który podkreślał jego umięśnioną sylwetkę. Z zaciekawieniem wpatrywał się jak Nath gwałtownie łapie Hayley w tali.
- Spokojnie,  kolego. Zabiorę ci dziewczynę tylko na zwiedzanie i zwrócę z powrotem nim się obejrzysz.  - Percy zszedł ze schodów i stanął naprzeciwko pary.
Nathaniel wydawał się niezadowolony z oświadczenia chłopaka i twardo trzymał Hayley w tali. Dziewczynę zirytowało zachowanie chłopaka i powoli odsunęła się od Natha.
-Serio. Spokojnie, stary. Ja i tak wolę blondynki - Percy spojrzał się na Nathaniela tak poważnie, że zupełnie nie pasowało to do jego twarzy. - To jak idziemy?
Hayley wiedząc, że zwraca się do niej skinęła głową i ruszyła za chłopakiem, kiedy ten zaczął oddalać się w stronę wejścia. Przed tym jak drzwi zamknęły się za nią zdążyła jeszcze tylko pomachać do chłopaka.
  Zwiedzanie minęło dość szybko, szkoła z pozoru ogromna, okazała się niewielka i zbudowana w bardzo prosty sposób. Głównymi drzwiami wchodziło się na spory korytarz wyłożony kiedyś białym linoleum, teraz odcień przypomniał bardziej szary. Miał on kształt litery L. Percy wyjaśnił, że ciąg korytarzu po prawej prowadzi do sypialni dziewcząt, po lewej zaś chłopców. Na przeciwko wejścia znajdowały się schody, podobnie jak przejścia prowadzące do dormitoriów, ustawione były po obu stronach, po środku znajdowały się drzwi przez które można było dostać się na dziedziniec oraz gabinet dyrektora. Na piętrze znajdowały się głównie sale językowe.
 Po przejściu przez dziedziniec można było dostać się do sektora nauk ścisłych, klas muzyczno-artystycznych oraz hali sportowej. Hayley została oprowadzona również po stołówce i poszczególnych salach. W części znajdującej się po lewej stronie dziedzińca mieszkali nauczyciele, skrzydło łączyło się bezpośrednio z sypialniami chłopców. Percy wyjaśnił, że w zimie zazwyczaj używa się tego typu przejść ze względu na chłód, natomiast kiedy jest ciepło lepiej jest sobie skrócić drogę przez dziedziniec. Zwiedzanie zakończyli ponownie w holu, gdzie Hayley mogła pożegnać się z matką. Przez  okno zobaczyła, że jej bagaże zniknęły podobnie jak Nath, którego nigdzie nie było widać.
- Witaj, Hayley. Dziękuję, Percy, za oprowadzenie naszej nowej uczennicy, mam nadzieje, że pokazałeś jej wszystko. - Powiedział mężczyzna stojący po prawej stronie jej matki. - Jestem dyrektor Zivier i jestem zaszczycony tym, że wybrałaś naszą szkolę, Hayley. Rozmawiałem już z twoją mamą o twoich dotychczasowych problemach w nauce, postaramy się to jak najszybciej temu zaradzić.
- Dziękuje, panie Zivier. Czy mogę już udać się do swojego pokoju? Jestem zmęczona. - Powiedziała gwałtownie dziewczyna.
 Podczas godziny spędzonej z Percym Hayley starała się nie myśleć zanadto o sytuacji w jakiej została postawiona. Stwierdziła, że będzie się zachowywać jak dziewczyna zafascynowana nowym otoczeniem, a nie jak skazaniec odbywający swój wyrok. Nastawnie Percy'ego bardzo jej w tym pomogło, chłopak żartował, opowiadał o swoich znajomych i dziewczynie z taką lekkością jakby znał Hayley od lat. Jednak czar Percy'ego prysł w momencie kiedy Hayley musiała pożegnać się ze swoją mamą.
- Trzymaj się, córeczko. Pisz do mnie, dobrze? - Powiedziała Grece a z jej oczu zaczęły spływać łzy.
Hayley skrzywiła się na ich widok, ale nie pokonała dystansu dzielącego ją od rodzicielki. Nie przytuliła jej, nie pożegnała tak jak powinna, po prostu dała jej odejść.

wtorek, 4 listopada 2014

Go

Kiedy Hayley miała pięć lat jej mama dostała awans, który był  jednoznaczny z przeprowadzką do Trenton.  Dziewczyna do tej pory pamięta jak stała na podjeździe. Z misiem w ręku żegnała swoich przyjaciół z tamtych lat. Płakała, mówiła, że będzie tęsknić, ale prawda jest taka, że z czasem ich twarze zamazały się, imiona uciekły ze wspomnieć, a ból po stracie minął. Pięciolatki zbyt często zmieniają znajomych, w ten czy inny sposób. Jednak wraz z wiekiem przyjaciele są coraz bardziej stałym elementem życia i przestają się zmieniać z tak wielką częstotliwością. Często w wieku szesnastu lat zmiana środowiska stanowi duży problem, nastolatki mają problem z adaptacją w sytuacji, gdyby wszystko zmienia się zbyt drastycznie.
  Hayley nie jest wyjątkiem. Mimo dużej ilości szkół jest przyzwyczajona do swoich przyjaciół i nigdy nie przypuszczała, że tak szybko zostanie zmuszona do rozłąki z nimi. Teraz wiedząc, że zaraz odjedzie poczuła się znowu jak pięciolatka. Zagubiona, niepotrafiąca zrozumieć nowej sytuacji. Ręce trzęsły się jej kiedy pakowała ostatnią walizkę do auta. Bagażnik czarnego audi zamknął się z hukiem. Jeszcze tylko wsiąść, poczekać aż mama odpali silnik i nie będzie już odwrotu. Hayley postanowiła się nie żegnać. Napisze do wszystkich kiedy będzie już w Nowym Yorku. Powtarzała sobie, że jest silna, że da radę i nie zadzwoni do Jules, Deana, a co najważniejsze Natha.
- Jesteś gotowa? - Spytała Grece.
Mama Hayley schodziła po schodkach z wrodzonym wdziękiem. Ubrana była w czarne leginsy i białą koszulę, w ręce trzymała modną czarną torebkę.
- Oczywiście. - Głos Hayley przepełniony był goryczą pomieszaną z nutką ironii.
- Nathaniela, jeszcze nie ma?
- On nie przyjdzie. - Odpowiedziała sucho nastolatka.
- Nie bądź głupia, kochanie. Na pewno przyjdzie, przecież dzwonił dziś do mnie. - Grece wsiadła do auta w wyraźnie dobrym humorze. - No wskakuj, poczekamy na niego w aucie.
  Hayley oparła się o auto dając wyraźnie do zrozumienia, że poczeka tu. To było najdłuższe dziesięć minut w jej całym życiu, ale gdy zobaczyła idącego chodnikiem Natha, zapragnęła by trwały dłużej. Jak on się dowiedział?
- Cześć, Hayley. - Chłopak stanął przed nią zbyt szybko.
 Widok Nathaniela zamurował dziewczynę. Chłopak Hayley związał włosy w kitkę, miał dżinsową kurtkę i luźne czarne spodnie. Na plecach miał zieloną kostkę, całą w naszywkach jego ulubionych zespołów.  Między parą zapanowała głucha cisza, powietrze stało się gęste od niewypowiedzianych słów.
- Wsiadaj do auta, jadę z wami. - Powiedział stanowczo Nath.
 Nie zwracając uwagi  na protesty dziewczyny wsiadł do auta. Hayley wiedząc, że już nie wygra usiadła obok niego. Nastolatek był wyraźnie zadowolony, że zachował się bardziej uparcie od swojej partnerki. Takie sytuacje nie zdarzały się zbyt często.
 Kiedy samochód ruszył, a krajobraz zaczął się zmieniać, Hayley poczuła dziwny ucisk w żołądku. Mijając wjazd na autostradę czuła, że od teraz nic już nie będzie takie same.