Słońce powoli wznosiło się nad miastem oblewając ulice Nowego Yorku pomarańczowo - złocistymi promieniami, kiedy Hayley chwiejnie wychodziła z klubu podtrzymując Van przed upadkiem. Nie sądziła, że kiedy jej przyjaciółka mówiąc, że zamierza się napić czegoś mocniejszego, upije się do tego stopnia, że nie będzie wstanie samodzielnie iść.
- No ładnie, Van. - Pokręciła z politowaniem Shurellia.
Mimo, że żadna z dziewczyn nie wyszła z klubu bez napicia się co najmniej jednego drinka, to niezaprzeczalnie w najgorszym stanie była właśnie Vanessa. Dziewczyna chciała odpowiedzieć na zaczepkę Shurelli, jednak jedyne co była mogła zrobić to spiorunować ją wzrokiem. Shurellia parsknęła śmiechem i pomogła Hayley wlec koleżankę w stronę internatu.
Za namową Lorie nastolatki skręciły w wąską i brudną alejkę mieszczącą się za chińską restauracją. Chciały jak najszybciej dojść do stacji metra w Clifton i dotrzeć do szkoły przed codziennym obchodem nauczycieli. Smród uliczki przyprawił Hayley o odruch wymiotny. Betonowy chodnik pokrywały tony śmieci, a kamienne ściany otaczające przejście, gdzieniegdzie pokrywała pleśń. Początkowo słychać było odgłosy aut, jednak po przejściu kilku metrów, słychać już było jedynie stukanie obcasów Lorie.
Uliczka zdawała się ciągnąć w nieskończoność, a Van stawała się niedoniesienia. Zmęczona po nie przespanej nocy Hayley puściła Van, a ta osunęła się pod ścianę. Hayley ciężko westchnęła i powoli rozprostowała ręce.
- Nie możemy jej w takim stanie zanieść do szkoły. - Stwierdziła.
- A co mamy zrobić? - Spytała Lorie ściągając obcasy. - Przecież nie zostawimy jej w jakiejś....
-Ciii.
Dziewczyny obróciły się w stronę Shurelli, która przyłożyła palec do ust i wskazała ręką na dwa kontenery. Zza śmietnika wystawała różowa apaszka, a nieopodal leżał mały bucik. Hayley postanowiła podjeść bliżej. W tym samym momencie dziewczyny usłyszały głośny brzęk i śmietniki odsunęły się od ściany. Zza nich wyszła piękna kobieta. Czarne włosy okalały jej śliczną twarz. Oczy miała duże i niebieskie, a nos mały i prosty. Makijaż wyglądał jakby dopiero co nałożyła go najlepsza w mieście kosmetyczka. Miała na sobie jedwabną, zieloną suknie do kostek. Kobieta schyliła się z gracją i podniosła apaszkę. Wyprostowała się i patrząc wprost na nastolatki wytarła usta. Usta, na których była świeża krew.
Hayley automatycznie przybrała postawę bojowa, jednak Shurelia była szybsza. Jakby za sprawą magi w ręku dziewczyny pojawił się miecz. Shurelia ruszyła w stronę kobiety i z impetem uderzyła w nią. Jednak to nie wystarczyło, bowiem kobieta nie wyglądała już tak pięknie. Jej nogi zmieniły się w oślizgły gadzi ogon, a twarz skamieniała.
- Lamia. - Wyszeptała Vanessa jakby obudzona z transu.
Szybko stanęła na nogach i wyjęła sztylet z lewego trampka. Kiwnęła znacząco głową w stronę Lorie i pociągnęła Hayley za rękę w stronę wyjścia z alejki. Dziewczyna mogła dać się poprowadzić Vanessie, albo zaryzykować i spróbować pomoc koleżankom.
Szybkie spojrzenie w stronę walczących dziewczyn, wystarczyło aby Hayley nabrała pewności co do swojej decyzji. Shurelia walczyła jak mogła jednak nigdzie nie było widać już jej miecza. Lorie zaplatana w wężowy ogon, nie miała szans na wydostanie się z uścisku Lami.
- Przepraszam, Van. - Wyszeptała i wyrwała swoją rękę.
Ruszyła biegiem, po drodze łapiąc przykrywkę od śmietnika. Żadna to broń, ale lepsza nic nic. Van widząc, że nic już nie wskóra, ruszyła razem z nią.
- Ej ty! - krzyknęła Hayley, a pozbawiona emocji, kamienna twarz obróciła się w jej stronę.
- Gdzie są twoje dzieci, Lamio? Je też zjadłaś? - Spytała Vanessa, która w przeciwieństwie do Hayley wiedziała kim jest kobieta.
- Oj, Van. Nie słyszałaś przecież je zabito. - Do rozmowy przyłączyła się Shurelia.
- No tak! Przecież to Hera je zabiła. Uważała, że twoja obrzydliwa krew nie powinna mieszać się z boska krwią Zeusa. - Dodała Van, lekko naciągając prawdę.
Lamia nie wytrzymała. ruszyła w stronę Van puszczają Lorie, która spadła i przeturlała się po ziemi. Zaatakowana Vanessa zrobiła unik i w tym samym momencie Hayley zdzieliła potwora w głowę blaszaną przykrywą. Lamie zamroczyło i upadła na ziemię. Vanessa stanęła okrakiem nad była kochana Zeusa z zamiarem wybicia jej sztyletu w serce.
- Oni idą po... - Warknęła kobieta, ale Vanessa nie dała dokończyć jej zdania. Wbiła w nią sztylet.
- Dobrze, że to już koniec. Wszystko w porządku, Hayley? - Spytała Shurelia. - My ci to Wszystko wyjaśnimy, naprawdę.
Dziewczyna odwróciła się w stronę Hayley nie słysząc jej odpowiedzi, jednak widząc to co zobaczyła Hayley nie była wstanie się odezwać. Około dziesięciu osób, w czarnych szatach z nałożonymi na głowę kapturami patrzyli na nich spode łba. Ich twarze kryły się w cieniu. Hayley obrazu przypomniała sobie artykuł, który czytała dzień wyjazdem. Ta sama grupa porwała Thalię Grece.
*****
I akcja się rozkręca :D Mam nadzieję, że spodobało wam się, bo ja osobiście jestem zadowolona z tego rozdziału ;)
- No ładnie, Van. - Pokręciła z politowaniem Shurellia.
Mimo, że żadna z dziewczyn nie wyszła z klubu bez napicia się co najmniej jednego drinka, to niezaprzeczalnie w najgorszym stanie była właśnie Vanessa. Dziewczyna chciała odpowiedzieć na zaczepkę Shurelli, jednak jedyne co była mogła zrobić to spiorunować ją wzrokiem. Shurellia parsknęła śmiechem i pomogła Hayley wlec koleżankę w stronę internatu.
Za namową Lorie nastolatki skręciły w wąską i brudną alejkę mieszczącą się za chińską restauracją. Chciały jak najszybciej dojść do stacji metra w Clifton i dotrzeć do szkoły przed codziennym obchodem nauczycieli. Smród uliczki przyprawił Hayley o odruch wymiotny. Betonowy chodnik pokrywały tony śmieci, a kamienne ściany otaczające przejście, gdzieniegdzie pokrywała pleśń. Początkowo słychać było odgłosy aut, jednak po przejściu kilku metrów, słychać już było jedynie stukanie obcasów Lorie.
Uliczka zdawała się ciągnąć w nieskończoność, a Van stawała się niedoniesienia. Zmęczona po nie przespanej nocy Hayley puściła Van, a ta osunęła się pod ścianę. Hayley ciężko westchnęła i powoli rozprostowała ręce.
- Nie możemy jej w takim stanie zanieść do szkoły. - Stwierdziła.
- A co mamy zrobić? - Spytała Lorie ściągając obcasy. - Przecież nie zostawimy jej w jakiejś....
-Ciii.
Dziewczyny obróciły się w stronę Shurelli, która przyłożyła palec do ust i wskazała ręką na dwa kontenery. Zza śmietnika wystawała różowa apaszka, a nieopodal leżał mały bucik. Hayley postanowiła podjeść bliżej. W tym samym momencie dziewczyny usłyszały głośny brzęk i śmietniki odsunęły się od ściany. Zza nich wyszła piękna kobieta. Czarne włosy okalały jej śliczną twarz. Oczy miała duże i niebieskie, a nos mały i prosty. Makijaż wyglądał jakby dopiero co nałożyła go najlepsza w mieście kosmetyczka. Miała na sobie jedwabną, zieloną suknie do kostek. Kobieta schyliła się z gracją i podniosła apaszkę. Wyprostowała się i patrząc wprost na nastolatki wytarła usta. Usta, na których była świeża krew.
Hayley automatycznie przybrała postawę bojowa, jednak Shurelia była szybsza. Jakby za sprawą magi w ręku dziewczyny pojawił się miecz. Shurelia ruszyła w stronę kobiety i z impetem uderzyła w nią. Jednak to nie wystarczyło, bowiem kobieta nie wyglądała już tak pięknie. Jej nogi zmieniły się w oślizgły gadzi ogon, a twarz skamieniała.
- Lamia. - Wyszeptała Vanessa jakby obudzona z transu.
Szybko stanęła na nogach i wyjęła sztylet z lewego trampka. Kiwnęła znacząco głową w stronę Lorie i pociągnęła Hayley za rękę w stronę wyjścia z alejki. Dziewczyna mogła dać się poprowadzić Vanessie, albo zaryzykować i spróbować pomoc koleżankom.
Szybkie spojrzenie w stronę walczących dziewczyn, wystarczyło aby Hayley nabrała pewności co do swojej decyzji. Shurelia walczyła jak mogła jednak nigdzie nie było widać już jej miecza. Lorie zaplatana w wężowy ogon, nie miała szans na wydostanie się z uścisku Lami.
- Przepraszam, Van. - Wyszeptała i wyrwała swoją rękę.
Ruszyła biegiem, po drodze łapiąc przykrywkę od śmietnika. Żadna to broń, ale lepsza nic nic. Van widząc, że nic już nie wskóra, ruszyła razem z nią.
- Ej ty! - krzyknęła Hayley, a pozbawiona emocji, kamienna twarz obróciła się w jej stronę.
- Gdzie są twoje dzieci, Lamio? Je też zjadłaś? - Spytała Vanessa, która w przeciwieństwie do Hayley wiedziała kim jest kobieta.
- Oj, Van. Nie słyszałaś przecież je zabito. - Do rozmowy przyłączyła się Shurelia.
- No tak! Przecież to Hera je zabiła. Uważała, że twoja obrzydliwa krew nie powinna mieszać się z boska krwią Zeusa. - Dodała Van, lekko naciągając prawdę.
Lamia nie wytrzymała. ruszyła w stronę Van puszczają Lorie, która spadła i przeturlała się po ziemi. Zaatakowana Vanessa zrobiła unik i w tym samym momencie Hayley zdzieliła potwora w głowę blaszaną przykrywą. Lamie zamroczyło i upadła na ziemię. Vanessa stanęła okrakiem nad była kochana Zeusa z zamiarem wybicia jej sztyletu w serce.
- Oni idą po... - Warknęła kobieta, ale Vanessa nie dała dokończyć jej zdania. Wbiła w nią sztylet.
- Dobrze, że to już koniec. Wszystko w porządku, Hayley? - Spytała Shurelia. - My ci to Wszystko wyjaśnimy, naprawdę.
Dziewczyna odwróciła się w stronę Hayley nie słysząc jej odpowiedzi, jednak widząc to co zobaczyła Hayley nie była wstanie się odezwać. Około dziesięciu osób, w czarnych szatach z nałożonymi na głowę kapturami patrzyli na nich spode łba. Ich twarze kryły się w cieniu. Hayley obrazu przypomniała sobie artykuł, który czytała dzień wyjazdem. Ta sama grupa porwała Thalię Grece.
*****
I akcja się rozkręca :D Mam nadzieję, że spodobało wam się, bo ja osobiście jestem zadowolona z tego rozdziału ;)